Niesamowitych emocji mógł doświadczyć każdy kibic, który przyszedł na ostatnie spotkanie IV ligi rozgrywane w Dzierzgoniu, gdzie tamtejsze Powiśle podejmowało malborską Pomezanię. Spotkanie, które podsumowują słowa "z piekła do nieba" dla zawodników Dzierzgonia, zakończyło się wynikiem 3:3, mimo tego, że tuż po początku drugiej połowy, malborczycy wygrywali 3:0.

Mecz lepiej rozpoczęli goście, już w 2. minucie bramkę zdobył Kamil Dryjas. Później, Pomezania miała jeszcze kilka okazji, ale dopiero w końcówce pierwszej połowy wykorzystał jedną z nich Bartosz Wojtysiak. Powiśle pierwsze 45. minut spotkania zmagało się z niedokładnymi podaniami i błędami, bardzo prostymi w obronie i ataku.

Początek drugiej połowy nie zapowiadał późniejszego wyniku. Trzecią bramkę zdobyła Pomezania, przez błąd bramkarza gospodarzy, którzy wypuścił piłkę z rąk tuż pod nogi Mateusza Bełza, który wykorzystał swoją szansę.

Kolejne minuty to spokojne przełamywanie obrony Pomezanii. Gospodarzom w końcu zaczęła "kleić się" gra, czego skutkiem była pierwsza bramka zdobyta przez Krzysztofa Wierzbę. Druga była tylko kwestią czasu, a jej zdobywcą ponownie został Wierzba.

Na niespełna 5 minut przed końcem spotkania, zawodnik Pomezanii przy wślizgu pociągnął piłkę ręką, przez co sędzia podyktował rzut karny. Egzekutorem jedenastki został Daniel Mioduński, który pewnie pokonał Dominika Skopiaka.

Pierwsza połowa w wykonaniu Pomezanii naprawdę mogła się podobać. Nasuwała ona pytania typu: "Dlaczego zawsze tak nie grali? Dlaczego teraz spadają niżej?". Odpowiedzią była gra w drugiej części spotkania.

Nieoficjalnie mówi się, że ponownie przez zawirowania klubowe, nieprzyznane licencje i spadki z wyższych lig, jest możliwość, że Pomezania utrzyma się, podobnie jak w zeszłym roku, w IV lidze, o tym będziemy starali się poinformować jak tylko będzie to w stu procentach potwierdzone.